niedziela, 12 marca 2017

Balerina

Zaraz po zrobieniu zdjęć wrzuciłam je do nowej notki, której nadałam skromny tytuł Balerony i tak czekałam, aż wsiąkną mi one jakoś do świadomości. Aż podpowiedzą mi, tak same z siebie, co mogłabym o nich Wam powiedzieć. Długo też zastanawiałam się czy w ogóle je publikować, bo baletnica ze mnie żadna, a świecić zdolnością, której nie posiadam, to nie byłoby chyba w porządku. Za młodu wiele rzeczy mi się chciało. Kota, psa (byle nie rodzeństwa), siódmego z rzędu chomika, telefonu z bluetoothem, kolorowych rurek - w końcu wszystkie it girls gimnazjum w takich się nosiły. Tańca też mi się zachciało i w zasadzie odkąd pamiętam, to właśnie robiłam. Później zachciało mi się dyplomu (Boże, dlaczego?), wyprowadzki do wielkiego miasta i znowu kota. A na starość zachciało mi się baletu. I to nie tylko dzięki Czarnemu Łabędziowi i temu, że Natalie Portman wyglądała super szczupło w pointach i legginsach. Tak na amen mi się zachciało. Tak mocno, że na widok baletnic motyle mi się z brzucha próbują rozpaczliwie wydostać na zewnątrz. I tak sobie też teraz myślę, że skoro moja siostra w wieku sześciu lat była zupełnie przekonana, że w przyszłości zostanie muszkieterką, to ja sobie, sto razy starszą będąc, uwierzę, że będę kiedyś tańczyć balet. A póki co mam ładne zdjęcia.













fot. Nina

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz